Dlatego tutaj zbliżą się do siebie,
Żeby żyć potem wiecznie już w komnatach
Kochanej Frei. Co chwila tu złączy,
Tego i wieczność rozerwać nie może!
Sygna. Weż-że te róże, Hagbarcie! Niestety!
Pierwszy, ostatni dar miłości mojej!
Wszystkie-m to kwiaty z krzaka pozrywała,
Na wiosnę znowu wyrosną tam róże,
A Bera wspomni o tem nikłem szczęściu,
Które złamała i, płacząc, różami
Moją i twoją ozdobi mogiłę.
Hagbart. ............
Ale co widzę? Jakież brzydkie kwiaty
Nosisz na piersiach, Sygno?
Sygna. Cóż dziwnego?
Hagbart. Jakto? nie dziwne? przecież to cykuta!
Sygna. Tak, to cykuta... Nie gardź tą rośliną...
To bardzo wierny, dobry mój przyjaciel:
Sok jego czasem bywa dobroczynny....
Hagbart (przerażony). Frejo!
Sygna (stanowczo). Niedawno prosiłeś, Hagbarcie,
Bym szła za tobą i matkę rzuciła;
Wtenczas nie mogłam na to się odważyć,
Miałam powinność; teraz już jej niema.
Gdy srogiej matki łzy moje nie wzruszą,
Gdy prośby moje mało znaczą u niej,
Idę za tobą, bom tak ślubowała,
A ślub wypełnię.
Hagbart. O Sygno, aniele!
Sygna (w uniesieniu).
Kiedy, mój drogi, płaszcz twój z tej czeremchy
Wiatr będzie zrywał, wypiję truciznę
I własny spalę dworzec. Dwa płomienie
Dwie dusze nasze poniosą na skrzydłach
Tam do Seswarny[1]).
Hagbart. Ty umrzeć chcesz, Sygno!
Sygno! co robisz? żyj, żyj! wiecznie! wiecznie!
Sygna Byłoby życie dla mnie śmiercią długą.
O, nie! nie skłonię głowy, jak te lilie,
Co więdną zwolna. Nie mogę tak więdnąć
Bez łez i żalu, bez kropli współczucia.
O, nie! śmierć nasza musi ich zaboleć!
O, nie! my umrzem dlatego, by ludzie
Brali z nas przykład, co miłość prawdziwa.
- ↑ Mieszkanie Frei.