I stała się cudowna rzecz:
Okropne to widziadło,
Ubranie jeźdźca, zbroja, miecz,
Jak próchno się rozpadło,
Gdzie była piękna jeźdźca twarz,
Tam trupią główkę tylko masz,
Szkielet z czapką bezwłosą
Klepsydrę trzyma z kosą.
I wspiął się koń i dziko rżał
I parskał skry ogniste.
Zapadło miejsce, kędy stał,
W otchłanie przepaściste.
W powietrzu wzniósł się płacz i krzyk,
W otchłaniach rozległ jęk i ryk,
Lenora z serca biciem
Bój śmierci czuje z życiem.
Księżyca blask rozganiał mrok
I błysnął obraz nowy,
Bo wszczął się dziwny duchów skok.
Wyjących temi słowy:
„Choć serce twoje pękać chce,
Człowieku, w żalu nie bluźń, nie;
Gdy ciało się rozprószy,
Niech Bóg przebaczy duszy“.
(Bruno Kiciński).
Patrz! jeszcze jest nici garstka,
A palec mnie boli,
Niech mi siostrzyczka naparstka
Pozwoli.
Bo przyjdzie mama i spyta,
Czy już koszulka uszyta.
Ciągle mi Adaś zuchwalec
Sprzeciwiał się tylko,
Za to ukłułam go w palec
Tą szpilką.
A ten wietrznik, nic dobrego,
Naparł się naparstka mego.
Broniłam się od swawoli,
On porwał, jak swoje,
Kol! kol! — mówił — niech tam boli,
Już moje.
Jeszcze na boże skaranie
Porwał mi pocałowanie.
Siostro! Tyś wyższa dwa cale
I starsza to samo,
Jak tu wykręcić się wcale
Przed mamą?
Nie wiem, czy zwiodę tak mamo,
Że mysz porwała go w jamę...
(Bruno Kiciński).