Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   438   —

Strumień łez, który z oczu Karoliny wytrysnął i ulżył uciśnionemu jej sercu, przerwał Werterowi czytanie. Rzucił papier i wziął ją za rękę i płakał rzewnemi łzami. Karolina wsparta na drugiej, oczy chustką zakryła. Okropne było ich wzruszenie. — W losie tych nieszczęśliwych, własny czytali, czuli to razem, a ich łzy połączyły się. Usta i oczy Wertera utkwiły na jej ramieniu; przestrach ją objął, chciała się oddalić, boleść i udział ciężyły na niej. Chciała odetchnąć i zapłakana, prosiła go, aby dalej czytał; Werter drżał, serce mu biło, podniósł papier i czytał, płaczem przerywając:
„Po co mię budzisz, wietrze wiosenny? Ty mówisz: Ja cię roszę łzami nieba! Ale mój czas się zbliża i zwiędnę, blizka już burza, co moje liście rozwieje. .Futro przyjdzie wędrowiec, wędrowiec, który mię widział w piękności mojej, wkoło mię będzie okiem upatrywał po polu i nie znajdzie mię“.
Cała moc tych słów uderzyła nieszczęśliwego. W największej rozpaczy, rzucił się przed Karoliną, uchwycił jej ręce, cisnął je na swe oczy, na czoło i zdawało jej się, że w tej chwili przeszyło jej serce okropne przeczucie jego zamiaru. Ich zmysły obłąkały się, ściskała jego ręce, cisnęła je do swych piersi, z bolesnem wzruszeniem schyliła się ku niemu i usta ich dotknęły się wzajem. Świat zginął im przed oczyma. Objął ją rękoma, cisnął do serca, a drżące i milczące jej usta gorącemi okrywał pocałunki. Werterze! zawołała przytłumionym głosem, odsuwając się, Werterze! zawołała tonem pewnym z uczuciem szlachetnem. Nie opierał się, puścił ją i bez zmysłów rzucił się przed nią. Zerwała się w tęsknem roztargnieniu, drżąc między miłością i gniewem, rzekła: to już raz ostatni, Werterze! więcej mię widzieć nie będziesz. Z spojrzeniem najmilszej miłości pośpieszyła do drugiego pokoju i zamknęła się. Werter wyciągał ręce za nią, nie odważył się jej zatrzymać. Leżał na ziemi głową na kanapie, w tej postawie był przez pół godziny, aż ktoś nadchodzący do przytomności go przywrócił. Była to służąca, która chciała stół nakryć. Przechodził się i widząc się znowu samym, poszedł do drzwi i wołał cichym głosem: Karolino! jedno tylko słowo, tylko pożegnanie! — Milczała. Czekał, prosił i czekał; potem zerwał się i zawołał: Bądź zdrowa, Karolino! na wieki bądź zdrowa!
............
„Ostatni więc raz, ostatni, otwieram te oczy. Już one słońca nie zobaczą; smutny, mglisty dzień je okryje. Smuć się, naturo! twój syn, twój przyjaciel, kochanek zbliża się do swego słońca. Karolino! to uczucie nie ma równego, a jednak najpodobniej to jest do snu, powiedzieć sobie: To jest ostatni poranek. Ostatni, Karolino! nie mam głosu na to słowo: ostatni! Czyliż tu nie stoję w całej sile? a jutro leżeć będę wyciągnięty i martwy na ziemi. Umrzeć, cóż to znaczy? Patrz! my śnimy sobie, mówiąc o śmierci. Widziałem wiele umierających, ale ludzie tak są ograniczeni, że do pojęcia swojej bytności, początku i końca, nie mają zmysłów. Teraz jeszcze jestem moim, twoim, twoim, kochanko! A za chwilę, odłączony może na wieki. Nie, Karolino, nie! — Jak ja mogę zaginąć, jak ty możesz