Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   12   —
Gnany szaleństwem Roland zapędza się aż do Hiszpanii. Tu spotyka wracającą do Kataju (Chin) Angelikę z Medorem i rzuca się na nią; ale ona dzięki cudownemu pierścieniowi, który w swą moc dostała, czyni się niewidzialną. Roland chwyta jej konia, dosiada go i w błędnej pogoni zajeżdża na śmierć, wreszcie przepływa Gibraltar. Tymczasem Astolf na swoim hipogryfie (koniu skrzydlatym), którym przypadkowo zawładnął, dostaje się do raju ziemskiego i tu dowiaduje się od św. Jana, że Roland został ukarany obłęde-m za zaniedbanie sprawy chrześcijan dla miłości ku pogance, i że dla uleczenia go muszą obaj udać się na księżyc. Na nim między innemi przedmiotami, godnemi widzenia, znajdują rozum Rolanda zamknięty w butelce. Astolf zabiera go, zjeżdża na ziemię i gromadzi w Afryce wojsko, żeby iść na pomoc Karolowi. Właśnie do jego obozu przybywa Roland i wyprawia zwykle szaleństwa. Rycerze rzucają się na niego, pasują się nim, wiążą wreszcie i Astolf rozum mu przywraca.
b) Bradamanta, siostra Rynalda, dziewica rycerskiego animuszu, nie ustępująca w męstwie najprzedniejszym paladynom, dorywczo tylko walczy z niewiernymi, zajęta jest bowiem poszukiwaniem ukochanego Rożera. Ten najdzielniejszy wśród niewiernych rycerz, a w przyszłości — protoplasta rodziny książęcej Estów, tyle okazuje męstwa i odwagi, że jego opiekun, czarnoksiężnik Atlas, obawiając się, aby jego ulubieniec żądzy wojowania nie przypłacił życiem, zamyka go w zaczarowanym pałacu. Bradamanta, przy pomocy czarodziejki Melisy, niszczy pałac Atlasa i uwalnia Rożera. Ale Atlas podsuwa mu zręcznie swojego hipogryfa (skrzydlatego konia), który zwabia go na swój grzbiet i przemocą unosi przez powietrze na wyspę czarodziejki Alczyny.


Jakbądż miał Rożer z duszą zgodne ciało,
Tak, że wzruszenia nikt mu nie zgadł z twarzy,
Trudno uwierzyć, by w nim nie zadrżało
Coś, jak dygocze liść, gdy z wiatrem gwarzy, —
Skoro się spostrzegł, że Europę całą
Zbiegł już wbrew chęci, aż za kres ten wraży,
Który żeglarzom niegdyś w poprzek drogi
Z dwóch stron zawalił Herkul, siłacz srogi.
Gdyż on hipogryf — osobliwsze zwierzę! —
Tak z nim zawrotnie przez powietrze zmiata,
Że nawet ptaków król, co w szpony bierze
Jowisza gromy, mógłby znać w nim brata —
Lecz żaden inny — nawet wyznam szczerze:
Równą mu nie jest żadna moc skrzydlata;
Sądzę, że tylko, niż on biegun, prędzéj
Z obłoków biegnie błysk na padół nędzy.
Gdy jakiś czas już śmigał przez błękity,
Wprost, jakby grotem strzelił ku paiży —
Wreszcie powietrza syt i biegu syty,
Ku pewnej wyspie lot swych skrzydeł zniży.
Na takiej niegdyś sprawą Afrodyty,
Gdy Alfeusza gnał ją pościg chyży,
Uciekająca Aretuza biała
W śmiertelnej trwodze w szklisty zdrój stopniała.
Nie! okolicy tak jak ta uroczej
Na całej ziemskiej kuli nie znajdziecie.
Rumaka nawet wszędobylskie oczy
Zdumieniem ona razi. Więc też przecie
Coraz szczuplejszy wkoło krąg zatoczy
I wraz, Rożera mając na swym grzbiecie,