Pamiętacie noc klęski? Tę noc niepogodną,
Noc tak straszliwie ciemną, tak straszliwie chłodną,
Że Arab grzał się, paląc własny łuk i groty?
Ja wybiegłem na boje śród mroku i słoty;
Przewodniczką mi była błyskawic pożoga,
Towarzyszami: piorun, okropność i trwoga.
Osierociłem dzieci, owdowiłem żony,
Wróciłem, jak-em wyszedł, nocą otoczony.
Nazajutrz gdym spokojnie w Gumaiza leżał,
Mówiono o mnie w stepach, którem w noc przebieżał.
Zeszła się nieprzyjaciół dwoista gromada,
Jedna z nich zapytuje, druga odpowiada:
Słyszano, mówią, wczora nocne psów warczenie,
Zdało się, że wilk przebiegł lub hieny szczenię,
Albo ptak przebudzony skrzydłami gdzie musnął?
Bo pies zawarczał tylko i po chwili usnął;
Może to Diw przechodząc, tyle szkody zrobił?
Może człowiek? Nie, człowiek tyluby nie pobił!
Ja w dzień, gdy niebo wrzało ogniami letniemi
Tak, że żmije od skwaru skakały po ziemi,
W dziurawym płaszczu padłem na żwiry kipiące
I zdjąwszy turban, głowa wyzywałem słońce:
A włos mój brudu pełny, nie znający woni,
Kołtunami przylegał do niemytej skroni[1]
Łono pustyni, co się bez końca rozszerza,
Tak twarde i tak nagie, jako grzbiet puklerza,
Nieraz całe bosemi przemierzyłem stopy,
Na klęczkach pnąc się, jak pies, wlazłem im na czoło.
Tam dzikie antylopy biegały wokoło,
Białonogie i wełną odziane bogatą,
Jak nadobne dziewice wlekącą się szatą:
I w oczy mi bez trwogi patrzyła gromada,
Bo myślała, że jestem kozioł, wódz ich stada,
Co mu rogi w tak długie piętrzą się ramiona,
Że wznosząc łeb, rogami dostaje ogona,
Albo niemi do skały przyczepia się szczytu
I wisi, jako ptaszek w otchłani błękitu.
Ach! z jednej teraz ściga mię strony
Krytyków zgraja;
- ↑ Arab nie mył się i nie czesał się, dopóki ślubowanej zemsty nie dokonał.