Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   353   —

A gdy tak będzie płonąć wieża,
Przez bramę wpuścisz tu rycerza.
Jeśli-ć podoba się ta rada,
Na pośmiech zazdrośnego dziada,
Zaprowadziwszy do komnatek,
Rozkoszy zaznasz z nim dostatek“. —
A na to pani: — „Wyśmienicie!
Uczyńże, coś tu rzekł, a skrycie“. —
Papuga, nie hamując lotów,
Goni: już Antyfanor gotów
Czeka siedzący na rumaku,
W pancerzu swoim i szyszaku;
W stalowy blach zakute nogi,
U pięt kolczaste lśnią ostrogi,
Powleka się od boku szpada.
Papuga staje i powiada:
— „Panie mój, dzięki mej pomocy,
Dzisiejszej jeszcze ujrzysz nocy
Tę, co nad wszystko jest ci miła.
Ona to właśnie mię przysyła,
Prosząc, w godzinę byś szczęśliwą
Na koniu do niej jechał żywo.
Ostrożnym jednak być wypada:
Niechaj nikt tropów nie wybada,
Ani się w świecie człek domyśli,
(Chyba zgadując) co się kréśli.
By dopisały nasze plany,
Rondel potrzebny nam blaszany
Na ogień grecki: niech pan każe,
By mi go dali ludwisarze“. —
Już się wybrali; szybko bieżą,
Dobrze noc — pod zamkową wieżą.
Z wieży straż czuwa, aż zaświta:
Ta chodzi, a ta hasła pyta.
Przetrwają tak do wschodu słońca,
A noc marudna nie ma końca.
Więc Antyfanor z konia zsiada
I na murawie zbroję składa:
Cały rynsztunek, prócz pałasza,
Z którym się zawsze wiernie nasza.
Lecz i ten - wierzcie mi - zbyteczny,
Tak przed hazardem jest bezpieczny.
Pod ścianę więc nieustraszony
Podszedł; papuga z drugiej strony,
Podłożyć ogień, bo już pora.
Mądry ptak ogród zleciał wokół,
Obaczył panią i jak sokół
U samych stóp jej siadł na ziemi,
Poczem się ozwał słowy temi:
— „Pan mój, wyzuty z twardej zbroi,
Już tam przy wielkiej bramie stoi.
Wpuść go i nie chciej z nim się drożyć.
Ja śpieszę ogień mój podłożyć“. —
— „Papugo, widzę“ — pani rzecze, —
„Że się umiałaś stawić w słowie.
Jam klucze bram wykradła świeżo:
Patrz, oto na wezgłowiu leżą;
Na zamek śpiesz podłożyć głownie.
W życiu nie pomnę, aby równie
Zmyślnie sprawiła się papuga:
Nie żyje taka w świecie druga“. —
Papuga skrycie, ale śmiało,
Zakłada ogień pod powałą.
Płomień na cztery buchnął rogi.
Zewsząd okrzyki słychać trwogi:
„Gore!“ Służba tam i napowrót....
Pani tymczasem prosto do wrót;
Strażom na wielki wstyd, jak sądzę,
Podniosła rygle i wrzeciądze.
Wszedł Antyfanor do ogrodu.
A ludzka mowa tu nie może
Wydać, jak czuli się szczęśliwi,
Ni kto z nich rozkosz tę czuł żywiéj
Tak się obojgu — myślę — marzy,
Że są śród rajskich wirydarzy.
Ogień tymczasem ugaszono:
Więc Antyfanor, tknięt do żywa,
Tak się do damy swej odzywa:
— „Pani ma, co mi każesz robić?“ —
— „Panie, tak męstwo swe sposobić,
Ażebyś po grobowe głazy
Zawsze je miał na swe rozkazy“. —
Antyfanor po znanym szlaku
Odjechał szybko na rumaku.

Tak mówi Arnaut z Karkasony,
Nie jedną pieśnią już wsławiony,
A zwłaszcza przeciw takim mężom,
Którzy przez zazdrość żony więżą.

(Edward Porębowicz).