Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   311   —

Poetyckiego nie wziął już w kolebce,
To oburzenie samo mi podszepce
Wiersz — zły, czy dobry? nie wiem — jednak sądzę,
Że jest mi dano sprośne chłostać żądze.
Odkąd z osiadłej arki na gór szczycie
Deukalion wyszedł — dalej zaś — z kamieni
Za sprawą Pirry, w ciała rozmiękczeni,
Pierwotni męże twarde wzięli życie —
Poczem w małżeński węzeł się złączyli
Z zastępem dziewic nagich — od tej chwili
Z czembądź się ludzie biedzą, z czem się noszą,
Czy to wściekłością, grozą, lub rozkoszą,
Czy też nadzieją lub strapieniem zową —
To wszystko będzie moich pism osnową.
Gdzież kiedy chciwość i rozrzutność w parze
Z brudnem się skąpstwem tak, jak dziś, ukaże?
Jednym zamachem w kości sto tysięcy
Wyrzuca w błoto twa wspaniała ręka —
A twój niewolnik cały dzień lub więcej
Nie jadł i z zimna w swych łachmanach szczęka.
Kiedyż, jak dzisiaj, tyle budowano
Pałaców? i czyż z przodków kto, myślicie,
Na ucztę w skromnej chacie zastawianą,
Jak wy siedm razy zmieniać dał nakrycie?
Za to u progu, cóż za nędzne żarcie
Rzucacie w gębę takich, co uparcie,
Choć z nich niejeden starą zdobny togą,
Do waszej łaski tłoczą się jak mogą!
Jeszcze nierzadko w rozdawania porze
W własnej osobie swojej sam nadęty
Patron przychodzi sprawdzać te klienty
Mocno zgłodniałe. Gdyż się zdarzyć może:
Że wśród tej zbiegłej z końca świata zgrai
Jakiś przybłęda obcy się zaczai —
Lub w zamieszaniu czasem tak wypadło,
Że ktoś podstępnie wziął podwakroć jadło.
— No — gadaj głośno, ktoś ty? — to ci dadzą.
Hej zrób tam woźny między niemi ciszę!
— Bogi! nazwiska toż ja tutaj słyszę,
W Rzymie najpierwszą zdobne niegdyś władzą!
— Daj mi — jam pretor! — A jam trybun! — Hola!
Ten wyzwoleniec już tu dawniej czeka.
— Tak — tak — ów mówi. — Cóż mi za niewola
Ustąpić komu? — zwłaszcza, żem zdaleka —
No, od Eufratu — jak to za pokutę
Wskazują uszy moje wskroś przekłute.
Lecz żem dość grosza zgarnąć był szczęśliwy,
Więc drwię ze świata i mam znaczne wpływy —