Gdy tyle zasłużyły!... Nieszczęsna Semele
W ufności szuka kary i ginie w popiele...[1]
Lecz na co fukam? na co niebianom złorzeczę?
I bogi mają oczy i ich miłość piecze.
Sam gdybym został bogiem, nie karałbym mściwie,
Choćby mię zwiodła jaka kobietka kłamliwie.
Sam przysiągłbym, że prawda, co kobieta powie,
Nie byłbym z bogów, co się skrupulatnym zowie.
Ty jednak, dziewczę, skromniej obchodź się z ich darem,
Lub mych oczu nie ściskaj boleści ciężarem.
Lubej miłości matko ukochana,
Szukaj innego dla siebie poety,
Tu koniec bierze i dochodzi mety
Słodkich elegij praca dokonana.
Te ja mieszkaniec Peligna krainy[2]
Składałem w słodkim dla płci pięknej tonie,
Ani me za to lice wstydem płonie,
Żem mej rozkoszy dał na widok czyny.
A jeśli zacny ród co sławy nada,
Nie w zgiełku wojny uczyniony trafem,
Ni za pieniądze baronem lub grafem,
Lecz stary szlachcic z wieków od pradziada.
Mantua zaszczyt z Marona odnosi,
Katullus sławy przydaje Weronie,
Mnie wychowańca na Pelignu łonie,
Sława zaszczytem Pelignu ogłosi.
Złotej wolności zagrzany miłością,
Odważną rękę ściągnąłem do broni.
Gdy połączonej wspólnie zamach dłoni,
Rzucał o Rzymu losy sporną kością.
A tak z przychodniów mniemam, że ktoś powie,
Widząc Sulmony w okrąg szczupłe wały:
O mury! coście tak wielkiego dały
Poetę, ja was słusznie gmachem zowię.
Chłopcze! którego dla mnie prawem woła,
I matko dziecka odemnie wielbiona,
Niech już chorągiew wasza ułożona
Nie będzie odtąd znakiem mego pola.