Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   199   —

Z radością słucha mię nawet sam arfiarz Apollo,
Dla trzciny na denko do cytary,
Którą wilgotną trzymam mu w bagnie.
Brekekeks! koaks! koaks.
Dyonizos.  Mnie już odgniotły się pęcherze
I ciało poci się oddawna,
A gdy się schyli, wnet zawoła:
Brekekeks! koaks! koaks!
Lecz muzykalny ludku, daj pokój raz[1].
Chór.  Głośniej jeszcze niech zabrzmią nasze śpiewy,
Gdy w słoneczne dni wesoło,
Wskakując przez zielony tatarak
I przez zielsko pieśniom rade,
Na powierzchnię wypływamy;
Lub gdy przed Jowisza chroniąc się deszczem
Pluskamy kółkiem na dnie
W pstrym tańcu i pstrej ochocie,
Przy piany wirze nad nami.
Brekekeks! koaks! koaks!

(F. H. Lewestam).
Chór Żab jest ciętą satyrą na chóry spółczesnych Arystofanesowi dramaturgów, pełną dowcipnych alluzyj, które dopiero po dokładnem zgłębieniu politycznych i literackich stosunków Aten mogą się stać zrozumiałemi.
Po przebyciu jeziora piekielnego, dostrzega Ksantyasz potwory i strachy, a opowiadając o nich, wielką bojaźnią przejmuje Dyonizosa. Gdy zmierzają do mieszkania Plutona, zachodzi im drogę jeden z sędziów podziemnych Eak. Dyonizos przedstawia mu się jako Herakles, a ponieważ ten nienawistny jest Eakowi, dlatego że niegdyś zabrał mu psa Cerbera, grozi teraz przychodniowi strasznemi mękami. Dyonizos przelękniony prosi Ksantyasa, żeby mu do serca przyłożył mokrą gąbkę, wskutek czego serce opada mu do żołądka. A że Ksantyas nie zląkł się Eaka, więc Dyonizyos oddaje mu skórę lwią i pałkę Heraklesa, a sam zamierza dźwigać swoje tłomoki: Bogini podziemna, Persefona, dowiedziawszy się o przybyciu Heraklesa każe, mu przez służącą przyjść do siebie Ale Heraklesem jest teraz Ksantyas. Gdy służąca opowiedziała, jakie to potrawy i napoje przygotowała bogini, jakie-to młode tancerki tam znajdzie, Ksantyas mówi do Dyonizosa:

Ksantyas. Niewolniku, bierz tłomoki i idź za mną.
Dyonizos. Ciszej. Żartem cię tylko przerobiłem na Heraklesa, a ty wziąłeś to za prawdę.
Ksantyas. Jakto? Myślisz odebrać mi to, coś sam dał.
Dyonizos. Nie, ja nie myślę odebrać, ale odbieram. Zdejm skórę
Ksantyas. Bądźcie świadkami, wielcy bogowie, jak on ze mną postępuje!
Dyonizos. Jacy bogowie? Czyś ty głupi, czy szalony? Ty, niewolnik i śmiertelny, masz być synem Alkmeny?
Ksantyas. Dobrze, weź sobie. Kiedyś, jak bogom się podoba, będziesz mię jeszcze potrzebował.

Chór. Człowiekowi roztropnemu i światłemu, co wiele po morzu wędrował, przystoi zawsze żagiel swój na tę stronę rozpinać,
  1. Gniew Dyonizosa stąd głównie pochodzi, że według taktu coraz szybszego skrzeczenia mimowoli coraz szybciej robić musi wiosłem.