Przejdź do zawartości

Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   170   —

Ja, ciągłem kołysaniem statku umęczony,
Zasnąłem na wybrzeżu w skale wydrążonéj;
Co widząc ci, z radością odemnie odlecą,
Nędznemu wygnańcowi zostawiwszy nieco
Drobiazgów, łachman jakiś i posiłek mały.
Oby im kiedyś losy wszystko to oddały!
Domyśl się, synu, jako było dla mnie miłem
Przebudzenie się ze snu, gdy ci byli w drodze!
Ilem gorzkich lez wylał, jak-em jęczał srodze,
Widząc, że wszystkie statki, na których przybyłem,
Znikły, a na tem miejscu nie było nikogo,
Coby mi radził, pomógł na chorobę srogą.
Gdzie spojrzę, nic nie mogę znaleść prócz boleści —
I tej było już tyle, co się w człeku zmieści.
Dzień schodził za dniem; wreszcie musiał przemysł własny
Zaradzać mym potrzebom w tej pieczarze ciasnéj.
Tak oto, synu, ten łuk przynosił mi jadło,
Bijąc lotne gołębie, któremi się żywię;
I kiedy pomknie strzała, biegnąc po cięciwie,
Wlokę, nieszczęsny, nogę, by podjąć, co padło,
A jeżeli spragniony potrzebuję wody,
Lub, jak w porze zimowej, gdy zalegną lody,
Potrzeba drew urąbać; ja sam nieszczęśliwy,
Czołgam się, by zaradzić. Ognia tu nie było;
Nuż tłuc kamień o kamień, by wydostać siłą
Ukryty płom, któremu zawdzięczam, żem żywy;
Boć z ogniem i poddaszem ta moja jaskinia
Daje mi wszystko, tylko zdrowia nie przyczynia.
Teraz dowiedz się więcej o całym ostrowie:
Do niego żaden żeglarz z chęcią nie zawinie,
Bo ni portu nie znajdzie, ni siądzie w gościnie,
Ni żadnego tu zysku nie mają majtkowie,
Roztropni ludzie tędy nie żeglują wcale;
Chyba wbrew woli kogoś zapędzą tu fale...
Więc jeżeli z przymusu kto tutaj zagości,
Darzy mię dobrem słowem, litując się da mi
Trochę odzieży, albo kruszynę żywności.
Ale mnie ani słuchać nie chcą, jeśli komu
Wspomnę, by mię stąd zabrał i zawiózł do domu.
Taki zabójczy żywot dziesięć lat już pędzę,
Karmiąc złe, co mię trawi, cierpiąc głód i nędzę!

Neoptolem podając się za skrzywdzonego przez Atrydów i Odyseja, łatwo zyskuje sobie ufność biednego wygnańca, w którym gorycz przeciw tymże osobom wpijała się w dusze; przez lat dziesięć, Dowiedziawszy się o śmierci najdzielniejszych mężów, a o pomyślnem życiu przewrotnych lub tchórzów, woła sarkastycznie:

Tak być musiało; gdy dotąd nic złego
Wzdy nic zginęło, bo je bóstwa strzegą;