Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   146   —

Orest.   W mym domu ojca ma żyć morderczyni!?
Klitemn.   Synu mój, temu winno przeznaczenie.
Orest.   Toż przeznaczenie cię teraz dosięga.
Klitemn.   Czy cię nie lęka macierzy przekleństwo?
Orest.   Jakaś ty matka, coś mnie w świat rzuciła!
Klitemn.   Czy cię druh — rycerz nie chował troskliwie?
Orest.   Syna wolnego rodzica sprzedałaś!
Klitemn.   Gdzież jest zapłata, com wzięła za ciebie?
Orest.   Wstydzę się twoją odkrywać sromotę.
Klitemn.   Mów, ale mówiąc ojca win nie przemilcz!
Orest.   Nie bluźń na ojca — on walczył pod Troją.
Klitemn.   Ciężko dalekiej od męża niewieście.
Orest.   Wieść trudów męża winna ją spokoić.
Klitemn.   Więc ty chcesz zabić twą matkę, o synu!
Orest.   Sama mord spełniasz na sobie, niewiasto.
Klitemn.   Jakże odpędzisz Furje matki mordu?
Orest.   A ojca mordu jak Furje odpędzę?
Klitemn.   Daremnie widzę nad mym grobem płaczę.
Orest.   Los ojca mego przyczyną twej śmierci.
Klitemn.   Wężam zrodziła — wężam wychowała.
Orest.   Spełnia się sen twój, bojaźń twa nie marna!
Giń od niezbożnej ręki, jakoś ojca
Niezbożną niegdyś ręką ugodziła.

Z temi słowy uprowadza ją do pałacu. Po chwili wychodzi z niego i w przemowie do chóru tłómaczy się z pobudek, dla których matkę swą zabił. Uczuwa jednak wprędce, że zaczynają go dręczyć Furye; napół nieprzytomny, domyśla się, że popełnił zbrodnię, zadając śmierć Klitemnestrze, i zbiega ze sceny, ażeby szukać opieki Apollina, który go do matkobójstwa skłonił.
c) Eumenidy.
Przez otwarte drzwi świątyni delfickiej widać Oresta, trzymającego się znaku środka ziemi, i śpiące na krzesłach Eumenidy czyli Furye. Apollo z Hermesem zbliża się do Oresta, uspakaja go i obiecuje być jego obrońcą, ale radzi mu uciec się do Aten pod opiekę Pallady. Zaledwie Orest odszedł pod opieką Hermesa, a Apollo zasiadł na swym tronie, ukazuje się duch Klitemnestry i robi wyrzuty Furyom:

Śpicie? ha! śpicie? Wobec mojej sprawy
Sen dozwolony? Wśród umarłych rzeszy
Bogiń korowód pomścić się nie śpieszy
Tej, która sama ma na ręce krwawej
Ślad mężobójstwa... Mnie zhańbić nie wina!
A przeciem padła z ręki mego syna....
Uciekł wam z dłoni bezsilnej i starej,
Jak jeleń przedarł sieci waszej gęstwie,
Po odniesionem szydząc z was zwycięstwie.
Lecz ja was wołam, ja was ze snu ruszę...

Eumenidy mruczą i zaczynają się poruszać.