Strona:O lekceważeniu ojczystej mowy.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdarzało mi się, że nawet ludzie bardzo poważni, zawzięcie bronili owych naleciałości z obcych języków, rozmaitych nowotworów, uporczywie dowodząc, że język żyje, więc przetwarza się, rozwija organicznie. Nie przeczę. Język żyje, rozwija się i rozwijać powinien, ale co innego rozwój organizmu, a co innego osiadające na nim pasorzyty. Drzewo rośnie, rozwija się, ale je w sadzie chronimy od pasorzytów i robactwa. Ciało ludzkie żyje, ale gdy na niem brodawka wyrośnie, toć ją usuwamy skwapliwie.
A owe przychodzenia“ do majątku, do przekonania, do wojny“, owe germanizmy, które przytoczyłem, toć to brodawki na ciele, toć to robaciwo, lub pasorzyt na jabłoni.
A przykro, boleśnie, że takie brodawki, takie robactwo, takie pasorzyty, spotyka się często, zbyt często nawet w książkach do nauki szkolnej przeznaczonych.
Są stowarzyszenia rozliczne; istnieje przeciw dręczeniu zwierząt. Niechże powstanie stowarzyszenie, czuwające nad czystością języka. Prezesem niech będzie w niem miłość ojczyzny, sekretarzem czujność kobiet, członkami cały naród.