Strona:O lekceważeniu ojczystej mowy.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cki, czeski, węgierski, ale po polsku nie umie i do Galicyi jechaćby nie mógł.
— A co tam polski język — rzecze na to fabrykant — tego pan wcale nie potrzebuje. W Galicyi każdy będzie z panem mówił po niemiecku, lub po francusku, bo Polak, chociaż nawet nie umie obcego języka, to bodaj udaje, że go rozumie. Co innego Węgrzy, Czesi, ale Polacy są... bardzo grzeczni.
Tem się też tłumaczy to niezwykłe zjawisko, iż żydzi przez tyle wieków zatrzymali na ziemi naszej zepsutą mowę niemiecką. Jeszcze dziś spotykamy ludzi, co z żydami nie chcą inaczej mówić, tylko po niemiecku, zapewne z wielkiej... grzeczności.
Ośmieszamy się wobec obcych. Pamiętam w r. 1876. płynąłem statkiem parowym na Dunaju, z Bazias do Budapesztu. Statek przepełniony podróżnymi rozmaitego rodzaju. Węgrzy, Turcy, Serbowie, Niemcy, Anglicy, wszyscy mówili swoimi językami. Wśród podróżnych byli państwo K. ze wschodniej Galicyi z rodziną. Oczywiście, jakżeby polski szlachcic z Podola mógł rozmawiać z żoną i dziećmi po polsku? To byłoby „w złym tonie“. Więc po francusku paplali