Strona:O krasnoludkach i żelaznych górach (1939).djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— mruczała pod nosem starucha uciekając od zbyt natarczywych pytań. — Muszę się zabrać do niego. Nie słychać tu ani narzekań, ani płaczu. Trzeba to zmienić jak najprędzej.
Ze złości poszturchiwała nieszczęsnego Jaśka.
Tak przeszli wiele miasteczek i wiosek i wszędzie widzieli to samo: uprawne pola, dostatnio odziani ludzie, zadowolenie i wesele.
Doszli wreszcie do stolicy. Tuż za miastem na wzgórzu wznosił się zamek królewski. Otaczał go gruby mur, ale wszystkie bramy stały otworem. Do króla mógł mieć dostęp każdy z jego podwładnych. Weszła też czarownica bez przeszkód na zamkowe podwoje, ale w przedsionku zatrzymał ją marszałek dworu.

— Dokąd to, babulu, tak się spieszycie? — spytał.

6