Strona:O krasnoludkach i żelaznych górach (1939).djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak wędrowali przez różne kraje, aż doszli do państwa, gdzie rządził ów król sprawiedliwy. We wsiach i miasteczkach ze zdumieniem spoglądano na żebraczkę.
— Cóż to, babciu, gania was po święcie? Czy nie macie na starość kąta spokojnego? Nie macie dzieci lub krewnych, którzy by was przygarnęli?
— Oj, nie mam, nie — jęczała żałośnie starucha — dwoje nas tylko zostało na świecie, ja, stara i niedołężna, i ten mój wnuczek-sierotka...
Wieśniacy z niedowierzaniem kręcili głowami.
— Ale przecież nasz sprawiedliwy król zarządził, żeby w każdej wiosce był przytułek dla starców, pozbawionych opieki. Sieroty też są utrzymywane przez króla, więc czemu nie zwrócicie się do swej rodzinnej wioski lub miasteczka?

— Za dobrze dzieje się w tym kraju

5