Przejdź do zawartości

Strona:O kocie, który sam chadzał na przechadzkę.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, moja pani i małżonko pana mojego, chcę być waszym sługą z powodu doskonałego siana.
— Ach! — rzekł kot, nadsłuchując — ten koń jest bardzo głupi.
I znów odszedł w wilgotne, dzikie lasy i wymachiwał dzikim ogonem i przechadzał się po swych dzikich drogach. Atoli nie rzekł nikomu ani słowa.
Mężczyzna, powróciwszy z psem z łowów, odezwał się:
— Czego chce od nas dziki koń?
A kobieta rzekła:
— Jego miano już nie jest dziki koń; jego miano jest odtąd Pierwszy Sługa, będzie nas nosił z miejsca na miejsce, po wszystkie, wszystkie czasy. Wsiadaj na jego grzbiet, gdy wyruszysz na łowy.
Następnego dnia poszła do jaskini dzika krowa, niosąc wysoko swą dziką głowę, aby jej dzikie rogi nie więzły w dzikich drzewach, a za nią podążał kot i skrył się tak samo, jak przedtem.