Strona:O kocie, który sam chadzał na przechadzkę.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta zaśmiała się i, podniósłszy łopatkę, wpatrywała się w nią i rzekła:
— Dziki zwierzu z dzikich lasów, tyś nie przyszedł z powodu dzikiego psa; tyś przyszedł z powodu dobrego siana.
A dziki koń, tupiąc kopytami i potykając się na swej długiej grzywie, odpowiedział:
— To prawda. Daj mi je; chce mi się jeść.
Kobieta powiedziała:
— Dziki zwierzu z dzikich lasów, pochyl twą dziką głowę i noś, co ci na nią włożę, a będziesz jadał doskonałe siano trzy razy dziennie.
— Ach — rzekł kot, nadsłuchując — to bardzo roztropna niewiasta; ale nie tak roztropna, jak ja.
Dziki koń pochylił swą dziką głowę, a kobieta nałożyła mu uzdę, uplecioną ze skóry, a dziki koń prychnął u jej stóp i rzekł: