Przejdź do zawartości

Strona:O kelnerach.pdf/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lega zjawia się po kwadransie. Gość mówi: „Proszę dla mnie czekoladę... albo nie: pół czarnej, albo wie pan co? Daj pan białą!“ Po kwadransie kelner przynosi herbatę, gość twierdzi, że prosił o mazagran, więc kelner znika z herbatą i po 15 minutach wraca z żądaną wodą sodową. Czy można mu się dziwić? Obowiązkiem gościa jest zdecydowany, nieugięty stosunek do zamiarów swego apetytu. Gość powinien najpierw pomyśleć a potem mówić, wyraźnie i bez wahania: „Proszę o całą czarną i podwójny cukier“. Otrzymaną lemoniadę powinien wypić i nie mieć pretensji. Bardzo ważna jest w cukierni kwestja t. zw. drobnych. Gdy za pół czarnej masz zapłacić 45 groszy, dajesz zaś kelnerowi 50 gr., prosi cię on zazwyczaj o drobne. Pojęcie o drobnych jest u pp. kelnerów cukiernianiych tak elastyczne i niekreślone, że załatwienie tej sprawy powinno stać się jednym z pierwszych punktów „fachowej komisji resztowej“ przyszłego ogólno-polskiego zjazdu kelnerów.
Stokroć bardziej zawikłany i niepokojący jest stosunek kelnera do gościa w restauracji, zwłaszcza modnej, tudzież w soboty i niedziele. Aktem rozpaczy byłoby szuka­nie w takiej knajpie miejsca późnym wie­czorem. Należy przyjść bardzo wcześnie. Przedwstępne rokowania z kelnerem mają zwykle przebieg następujący: — „Proszę pa­na, chciałbym stolik“. Proszisz o to dlatego, że na wszystkich stolikach stoją już karty: „Zamówiony“. Wtedy kelner zapytuje: „A ile osób?“ Rzecz w tem, że niema takiej ilości osób, którąby kelner uważał za dostateczną do zajęcia stolika. Jeżeli odpowiesz: „Siedemdziesiąt“, możesz śmiało liczyć na otrzymanie stolika, przy którym cztery osoby mogą całkiem wygodnie siedzieć. Siadasz wtedy ze swem towarzystwem i oto zaczynają się tortury. Biada ci, jeżeli po przestudjowaniu karty powiesz: „Proszę dla mnie rumsztyk“. Biada, powtarzam, albowiem prysnęły marzenia kelnera! Gość powinien zacząć od wódki (koniak! śliwowica! starka!) i zakąsek. Gość, który nie zamawia wódki i zakąsek staje się w oczach kelnera niską i litości godną postacią. Zakąski — to nie śledzik i jajeczko, bracie, to nie szprotka i kawałek szynki, ale olbrzymie srebrne tace, na których leżą homary, majonezy, łososie i inne bardzo drogie rzeczy. Pogardzenie temi specjałami wywołuje zwykle u kelnera pewien odruch, który się wyraża w sprząt­nięciu ze stołu kieliszków i małych talerzy­ków do hors d’oeuvre’ôw. O, gościu nieszczęsny! Jakim policzkiem jest dla ciebie to za­bieranie przez pikołaków przygotowanych do lukullusowej uczty naczyń!
Nie gniewajcie się, pp. kelnerzy! Tak przecież jest. I przyznaję się, że znoszę często takie męki, patrząc na wyczekującą twarz kelnera, że wybieram z karty „coś droższego“, byle nie drżeć pod spojrzeniem, pełnem nadziei na zamówienie „łososia Sar­danapal sos Bombroise“, „fricasse“ Rotschild avec z pantorolkami trufflé et souf­flé“, „kuropatew zawijanych w pasztet z młodych indyczek sos Bonaparte" i „kremu Assurbanipal z brzoskwiniami w mleczku bananowem“. A tu się serce pali do dużej czystej i bigosu! A tu człowiekowi dech za­piera na myśl o parówkach z musztardą! O gorącej kiełbasie z piekłem śnieżnego chrzanu!

J. Tuwim.