Przejdź do zawartości

Strona:O kelnerach.pdf/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
O KELNERACH.

Aforyzm Janusza Korczaka. — „Kelner jest także człowiekiem“ — był przed kilkunastu laty niejako manifestem demokratyzmu. Było to bowiem w owych zamierzchłych czasach, kiedy, zgodnie z pieśnią, „panowie cygara palili“, pili w gabinetach szampana z „podkasaną muzą“, nosili „lakiery“, rozbijali się dryndami na gumach i nosili srebrne brzęczące ruble w kieszonce od kamizelki. Byłem wtedy dzieckiem (ale nie salonu) i w wyobraźni mojej zjedzenie sznycla w restauracji urastało do rozmiarów bachanalji, „garson“ zaś wyglądał niczem etyopski niewolnik podczas orgji starorzymskiej. Przyznaję się — kelner nie był dla mnie wtedy człowiekiem. Był bóstwem we fraku. Coś sadystycznego było w marzeniu o usługującym mi dorosłym człowieku.
Od tego czasu dużo się zmieniło. Gdy się od 15 lat trzy- cztery razy dziennie ma do czynienia z kelnerami, znika aureola pp. „oberów“ i „podawczych“. Życie zaś sprawiło, że rewelacją stał się aforyzm: „Gość jest także człowiekiem“. Lubię was, pp. kelnerzy, cenię i szanuję ciężką waszą pracę, ale dużo jest jeszcze rzeczy dziwnych w waszem façon d’être, jak w każdym zresztą zawodzie. Obserwuję was tak dawno, tak często i z tak gorącą sympatją, że uwagi moje na temat wzajemnych stosunków pomiędzy gościem a kelnerem napewno żadnego z was nie urażą.
Trzeba przedewszystkiem umieć odróżnić dwa światy: kelnera z cukierni od kelnera z restauracji. Ten pierwszy operuje mniej skomplikowaną skalą możliwości zarobkowych — i dlatego jest szczerszy, łagodniejszy, wyrozumialszy. Od czystej wody sodowej poprzez herbatę, pół czarnej, białą, mazagran i czekoladę myśl jego biegnie do kawy mrożonej. Napoje te i kremy poprzetykane są w marzeniach kelnera cukierniczego pewną ilością ciastek, które gość skonsumuje, ale summa summarum jaki najpotworniejszy nawet żarłok wyda w cukierni na jednem posiedzeniu więcej niż 10 złotych? (Oczywiście, że to już gość patologiczny, ciastkofag i czekoladochlacz). A ilu jest takich, co stolik na cement zamuruje, trzy godziny przy pół czarnej przesiedzi, a potem poprosi o resztę ze 100 złotych? Ilu takich, co to mówi „ja tam siedzę“ albo „tymczasem nic?'. Ilu takich, jak nieporównany docent fizyki Józef Kr., zanudzający pp. kelnerów stukaniem w talerzyk? A mało gości wieje poprostu? Skorzysta z nieobecności kelnera albo w dzikim porywie wyskoczy z knajpy, bo niby to spostrzegł kogoś na ulicy? Znamy dobrze wszystkie te typki, drodzy pp. kelnerzy! Ale bodaj najgorszym jest gość niezdecydowany. Siada i puka pierścionkiem w marmur stolika. Kelner starodawnym zwyczajem odpowiada: „Kolega!“ — czyli, że to nie jego rewir. Ko-