Strona:O Buonapartem i o Burbonach.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
41
O BUONAPARTEM I O BURBONACH

miejscach aby zużyć ogień nieprzyjaciela; ci nieszczęśnicy, mówię, uderzali w płacz i krzyczeli ugodzeni kulą: Och! mamo! mamo! — rozdzierający krzyk, zdradzający nieletnie dziecko, wczoraj ledwie wyrwane z rodzicielskiej chaty; dziecko, które z dnia na dzień dostało się z rąk matki w ręce swego barbarzyńskiego władcy! I dla kogo tyle rzezi, tyle bólów? dla ohydnego tyrana, dla cudzoziemca, który jest tak hojny krwią francuską jedynie dlatego że nie ma ani kropli tej krwi w żyłach.
Ach! kiedy Ludwik XVI wzdragał się ukarać paru winnych, których śmierć byłaby mu zapewniła tron, oszczędzając nam samym tylu nieszczęść; kiedy mówił: „Nie chcę kupować mego bezpieczeństwa za cenę życia bodaj jednego z poddanych; kiedy pisał w swoim Testamencie: „Polecam memu synowi, jeśli będzie miał nieszczęście zostać królem, aby pamiętał, iż winien jest całego siebie szczęściu swoich współobywateli, iż winien zapomnieć wszelkiej nienawiści i wszelkiej urazy, zwłaszcza co się tyczy