Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bez tchu — i wryci — jak posągi stali —  —
I martwa cisza zapadła dokoła
Że słychać w dali jak z głazów na głazy
Szarpie się Lora na spienione jazy
I szumiąc dziko na syna mórz woła!.. —
I noc zapadła nad polem żałoby
Wstał z nad Morwenu księżyc zachmurzony
A oni jeszcze śród północnej doby
Stali, i stali — jak las najeżony
Którego głowa na Gormalu wstaje
Gdy milkną burze posępnej jesieni
A dziki jeleń śród wzgórzów przestrzeni
Cicho się pasie w mgłach miesięcznej nocy

∗             ∗

Trzy dni płakały Fingalowe kraje
Kartona co padł młodo w ducha mocy!...
A dnia czwartego ojciec siwobrody
Poszedł — w kraj śmierci, szukać gdzie syn młody?
Leżą obydwa pod dzikiemi skały
Pośród płaszczyzny, gdzie słychać mórz wały
A nad grobami ich, czuwa duch biały!..,
Często tam błądzi cichy cień Moiny —
Gdy promień słońca skona śród szczeliny
Wtedy się sunie śród cichych ciemności
Jasna — a ubiór jej, jest z cudzych włości!..
Fingal zachmurzył po Kartonie czoło,
Kazał go bardom ubóstwiać pieśniami,
A dzień jesieni oznaczać świętami!