Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sen dziki Izo!... —

∗             ∗

Burza mi się śniła
Rozobrożona wichry rozpętała
Jak gdyby piekłem w niebo grzmotnąć chciała!
I łódź mą w skałę cisnąwszy —  — rozbiła! —
Ha! i przepadłem w głębinach bez końca,
Gdzie przez zieloność mórz bezdennych fali
Ledwie docisnąć mógł się promień słońca
Na moje łoże z muszel i korali…
Na złotym piasku, na mchu co usłany
Rękami Syren, byłem kołysany,
W koło mnie śnieżną gerlandą otoczą,
W ramion alabastr splątane kołują,
Długie warkocze po falach się włóczą
Zimnemi usty z pieśnią mnie całują…
Czemu nie zbudzisz się senny młodzieńcze!...
Tu mamy spiewy, perły, tany, wieńce,
Tu nasze usta jak krzewy korali,
Tu nasze konchy pieśń grają do koła…
— O! zimne usta wasze, choć różane
Mniej zimne niż tych, którzy mnie kochali…
I jedna z Syren z Hekaty płomieniem
Wzięła mnie, niesie z dzikiem uniesieniem
Na wierzch fal morskich znowu mnie wyniosła
— I była cisza nocna — w pełnem morzu! —