Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wstęp do poematu.


Kiedy na śnieżnych gruzach Akropolu
Spocząłem znużon po długiej żegludze
Patrząc po morza uciszonej smudze,
Za ideałem pełen zgrozy, bolu — —
Pierś ma wzdymała się jak fala drżąca
Mórz kołysanych, w pocałunkach słońca…

I za mną świecił Hymet pszczołobrzęki
W łun aureolach drżał Parnas świetlany
I Helikonu zbłękitnione wdzięki
Odziały Kyteron w różach odziany!...
A złote fale od stóp Salaminy
Szły rozmodlone do kolumn Eginy....

I o ich stopy konając bryzgały
Snieżnemi perły — śród oliwnych gajów;
W cichym wąwozie harmonia ruczajów —
Calirroe!... dziś, strumyk tak mały,
Nad Maratonu Pantelikon wzbity
Czoło z marmuru niósł w niebios błękity! —