Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Tren nad Sequanną.



Stolico ludów! z popiołem na skroni
O labiryncie domów rozwalony!
Jak mi tu straszno! jakżem przerażony
Ja com cię widział w słonecznej koronie!..
Ulic korytem płynie ludność smutna,
Jedni zwątpieni, a inni milczący,
Inni bez planu, zemstą zgrzytający,
A razem wszystko jak Syon pokutna!..
W gruzach Tulerjów! śród przybytku pychy
Złoconych kolumn depczę harde czoła,
Posągów głowy, księżyc olśnił cichy,
Szum miasta huczy jak morze do koła!..
I łzawo toczy mętny nurt Sequanna,
Przeskakujących mostów przestrzeń długa,
Jak Nioba groźna Notre-dame stoi sama,
Kiedyż Joanna pojawi się druga!..
O Turenne! imie twe mi brzmiało wszędzie!
Bajardzie! wielki, francuzki Zawiszo!
Niech wasze duchy tych szyderstw nie słyszą!
Wróćcie gdy Francya, Berlin burzyć będzie!..
Hôtel de ville! o! posągów legionie!
Oślepłych okien szeregi płaczące,
Strzaskanych kolumn, rytmiczne ustronie!