Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Sen III. (Do).



Sen to, który mnie trapił całą noc fatalnie
A śnił się estetycznie — ba! i muzykalnie ...
Orkiestrą cała ludzkość była w tej symfonji,
Samolubstwo dawało takt o rytmie dzielnym,
Chytrość imała skrzypce w szatańskiej ironji,
Czelo chciwość dzierżyła z wyrazem weselnym,
A kontrabas lenistwo imało z pilnością —
Złość biła w wielki bęben, naprzemian z zazdrością,
A flet zawiść dzierżyła, pełna kłamstwa, złudy,
W fagot dęła zmysłowość pełna cnót obłudy,
Głupota miała tam tam, a protekcya misy;
W fortepian bił fałszywie ten szubrawiec łysy,
Wirtuoz wylizany, z intryganta brudy,
Co mi przypomniał pewną mierność zapoznaną
Która mnie okłamała na mej drodze, rano...
Kiedy jeszcze wierzyłem że świat cały rajem,
Kiedy byłem poetą, studentem, mazgajem,
I nie miałem tej siły co daje trucizna ...
(Zwłaszcza kiedy cię własna otruje ojczyzna —)
Dzwonki dzierżyło kłamstwo, reklama spiewała,
Kosmopolitów zgraja małpia wtórowała,
Organy miała pełna natchnień hipokryzya,
Fiasko robiła cnota, geniusz i praca,