Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Minęły lata — na foro Romano
Go pożegnałem, kiedy księżyc biały
Czuwał, z Westalki ciszą… i sterczały
W mgle nocy gmachy z kolumną strzaskaną
I demoniczne o! boskie okruchy
Romy, w powojów splecione łańcuchy
Srebrem promieni jasne… w ciszy stały!
„I żyć to walczyć“ — rzekł mi — „nie kwiatami
„Wieńczą się czoła z zwycięstwa znakami“ —
Potem — opuszczon szedłem w moją stronę,
Na resztę — wieczną opuszczam zasłonę!..
Dwoje ich było! ona wietrzna, mała,
Do mego okna co dzień przylatała,
Co dzień świergotem zwiastowała rano,
Wkrótce w komnacie była obeznaną,
Zlepiła gniazdko na gzymsie złoconym,
Dla niej — zostało okno otworzoném,
I co poranka latała, wracała,
Aż z pisklętami w dal pożeglowała.
Siadała w bluszczach po nad Beethowena
Popiersiem, i słuchała melodyi Szopena.
I przyszła jesień, barwą doświadczenia
Złociła drzewa — ptaszyna z młodémi
Gdzieś odleciała… z drużyną plemienia,
I ja ująłem znowu kij pielgrzymi —
Dwoje ich było — którym duszę całą
Odkryłem w pieśni — kiedy w niej wezbrało,
On orzeł niebios — ona niebios pszczółka,
Dwoje ich było: Liszt — i ta jaskółka!..