Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A wtedy — woli położę posady,
By nie zwyciężył jej żaden z szatanów,
By nie wślizgnęły się tam żadne gady
Co miękcząc, sławią wsteczności bałwanów!

I zbrojna wolą, ku prawdzie ramiona
Wytęż o Psyche!.. czysta — śnieżno–łona,
A marmur twój się życiem zarumieni,
Spiące wulkany, zapalisz w przestrzeni!

„Ex alto!” będzie rdzeniem twojej jaźni,
Bez niego wszelki twór tutaj znikomy,
Wytrwałość czynu płcią!.. nie ogień z słomy
Serca podpali, by szły w życiu raźniej!..

Lecz gdy poślubisz prawdę wiekuistą
Z woli pancerzem i ogniem miłości,
Węże cię przeklną — ciebie jasną, czystą,
Że zechcesz krzyknąć, choć zmilczysz — litości!

Lecz bez cierpienia głazem byś została,
Bez niego by tu nie zmiękło twe serce,
Więc sam drżąc z bolu, dam ci je zuchwała!
Wznieś głowę hardo! głucha na szyderce…

Gdybyś ty sama cierpieć nie umiała
To byś nie znała jak cierpienie boli,
Bądź uśmiechnięta jak Minerwa biała,
Lecz wszystkie tony życia zstrój do woli!..