Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedział, że dziś właśnie powie mi co mam zapłacić, ja zaś obiecałem przedtem, że dam za to drzewo, to, co on zażąda.
Czy dobrze, że się tak wyraziłem? i czy mogę być w obawie, że żądania jego będą za wygórowane?
— Kupiec ten ma ciebie w worku, — odrzekł stary wróżbita.
— Jakżeto? Dlaczego? — spytał ów, co kupił drzewo.
Powiedziałeś mu, że dasz, czego zażąda, a on może zażądać od ciebie naprzykład, miljona much, tysiąca karłów lub karliczek...
Co wtedy poczniesz? I zadatek twój, dany złotem przepadnie...
Zamyślił się oszust nad słowami wróża i przyznał, że rzeczywiście, kupiec ma go w kieszeni.
Po tym wystąpił Jednooki i opowiadał:
— Spotkałem błękitnookiego obcokrajowca, miał on moje oko, odemnie odebrane, kolor był ten sam zupełnie, nawet skaza mała jest u niego na oczach, tak, jak i na mojem oku.
Podeszłem do niego i zażądałem swego oka. Nie chciał mi zwrócić.