Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kłóciliśmy się a potem nawet przyszło do bójki.
Ponieważ był odemnie silniejszym, zabiłby mnie może, więc, gdy policjant nadszedł, odsunąłem się od niego, niby na rozkaz policjanta, ale nie odstąpiłem od tego, żeby mi moje oko zwrócił.
Powiedział więc, że dziś to zrobi, czego od niego żądam. Czym dobrze zakończył tę sprawę i czy mam się spodziewać dotrzymania obietnicy przez tego człowieka?
— Niebardzo, — rzekł stary — możesz niczego nie otrzymać...
— Jakto?
— A no, gdyby ten obcy człowiek miał rozum, toby powiedział:
— Daj dowód, że to twoje oko, a oddam. A gdy spytasz się go, jaki dowód? on ci powie, żebyś wyjął swoje jedyne oko, on wyjmie wtedy swoje i zważy się, czy jednej są wagi.
Jeśli jednaka waga, odda ci swoje...
Jednooki zmartwił się bardzo tem, że tak się może stać w rzeczywistości, jak mówił starzec i odszedł, ustąpiwszy miejsca szewcowi.
Ten mówił: