Strona:Noc letnia.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królów wschodu i zachodu. — Długo w uroczystym stąpali przewodzie, a każdy składał u stóp tronu urnę szczerozłotą, napełnioną popiołami tych którzy walcząc w świętéj sprawie po różnych stronach świata polegli; — a kiedy przeszli wszyscy, wstąpił wódz zbrojny, w książęcych gronostajach i ostatnią urnę postawił na ziemi. — Młodzieniec ujrzał imię matki zabitéj na jéj wypukłości — stało mu się ciemno przed oczyma — nic nie widział przez chwilę, nawet kraśnéj towarzyszki — słyszał tylko zapytanie pana: «Czy zaprawdę umarli i niepowstaną?» — i odpowiedź posłów wszystkich: «Zaprawdę niepowstaną nigdy» a wtedy przystąpili dworzanie i po obu stronach sali na słupach z czarnego granitu rozstawiwszy urny, płomień do ich wierzchów przytknęli. — Zapaliły się prochy sinym ogniem, blade dymy powiły się w powietrze i poniosły panu woń śmierci! —
I zdało się młodzieńcowi, że wszystko co widział o godzinie zmierzchu, snem było; zdało mu się że te tłumy są świata panami,