Strona:Noc letnia.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ty młoda dziewczyno znikłaś jak myśl co sobie konchy glinianej ulepić niemogła na ziemi — skrzydła jej zawadzały — pozbyć się niemogła skrzydeł! I poniosły cię one dokąd wichry lecą, dokąd mgły żeglują, dokąd rwą się liście jesienne i wiją się szumy harfy i piersi westchnienia! — Na grobie marmurowym, prochy twoje, noszą imie cudzoziemskie, nienawistne męża — W okół, na zielonym swiecie znikomych, nikt już nie wspomina ciebie — A nazajutrz po zgonie, siedmiu starców cię przeklęło za to żeś pociągnęła za sobą bochatyra duszę — Nazwali cię oni szyderczém imieniem: «Kobieta» kiedy mówili do zgromadzonego ludu — ale lud płakał i rozchodząc się wołał: «Wieczny odpoczynek daj jej Chryste Panie!»