Przejdź do zawartości

Strona:Noc letnia.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozbawieni jutra! — już im trumna w poprzek progów leży a jedna tylko gwiazda tleje nad źrenicą — Oni modlą się do niéj: «Tyś słodka i poczciwa! — nie uciekasz jak księżyc w jeziorach młodości, ni pękasz jak meteor ciepłych nocy letnich — po długiéj drodze dopierośmy twoje dobre światło ujrzeli — o bądź nam wierną, o świeć nad domem naszym, byśmy jeszcze żyć mogli na ziemi!» — Wtem prawda zstąpi w ich dziedzińce, przesunie się jak wąż ślizka, naga, wśród zamkowych murów i dójdzie progu i siądzie na trumnie wyrok zawodu śpiewając — na głos jéj, ostatni promień odrywa się z niebios i noc wieczna, staje się na imie światu!


Patrzcie! z babiego lata, jednéj śnieżnéj pajęczyny nie zostało w ręku starca! — Czy słyszycie jak łzy córki zaczęły padać mu na duszę żarzewiem? jak śmiech księcia jéj