Strona:Noc letnia.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, «W imie Boga, krzyknął! wieczny bój między wami a południowym królem!» na okół dziesięć opok ten głos powtórzyło, i głąb jaru powtórzył go także — w téj chwili sam wódz zniknął wśród krzewów — Spiskowi przysłuchują się jeszcze ale prócz szumu fal już nikt nie mówi do nich!


Nieszczęśliwy! teraz dopiero w oczach twoich błysła iskra szału! — Walczyłeś z nią dopókiś był pod jarzmem spojrzeń bratnich, niechcąc im po sobie zostawić słabości wspomnienia — lecz jak tylko stało ci się wolno i samotnie, zrzuciłeś powagę — jak płaszcz na ciernie drogi! lecisz gnany zemstą — zawieszasz się na urwiskach — sadzisz przez rozłomy... Przelękła sowa z krzaków się podnosi, plaśnie skrzydłami i daléj zapada — Lis czatujący w świetle księżyca, milczkiem sunie w ciemniejsze gęstwiny — Wilki stanęły z obu stron wą-