Strona:Noc letnia.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

promieniach, jak nowonarodzony meteor świetlana i czysta?


Oni patrzyli za nim, potem szli za nim, w milczeniu, o podal, z spuszczonemi głowy, bo wiedzieli że co on raz wyrzekł, to bez chyby się stanie — Oddawna krążyły przepowiednie rokujące mu zgubę — On sam, nieraz ściskając dłonie towarzyszy, mówił że niedaleki dzień rozstania — A nie od miecza wrogów w pobliżu ni od ich pocisku w oddali poledz miał, ani też zgasnąć z niemocy na chorobnéj pościeli. — Inną mu śmierć sny własne i cudze czary zwiastowały! — pogrzebnie więc stąpali za nim spiskowi — On już im wydawał się duchem! — Lecz kiedy zaczął wstępować na wzgórze, kiedy pióra jego czapki z nad krzewów i skał powiewając, sunęły tu i ówdzie, przepadały i znów bielejąc wznosiły się wyżéj, rzucili się w pogoń — Tak on