Strona:Noc letnia.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życ niechaj starym pannom zmarszczki srebrem krasi — mnie rumiane słońce wyda piękną żonę moją» — i nożem greckim rzucił w złoty gwóźdź przeciwległéj ściany — trzydzieści nożów dobyli z pochew towarzysze — żaden celu nie utkwił tak blisko — zatem nalawszy pełne czary piją chwałę wodza! — On stał się piękny krasą próżności na licach — ręką rozwiewa i głaszcze sobie włosy — żartami ściga towarzyszy, dowcipnie, ostro, brzęcząc i kłując jak osa — oni mu odpowiadają szumem poklasków — W takowych chwilach duszą na zewnątrz podany, zwykł on wdzięcznie się ślizgać po saméj życia powierzchni — krew mu się z serca przenosi do twarzy — tam ona łudzi rumieńcem — rysy grają — oko płonie; lecz w sercu pusto jak u zalotnicy!