Strona:Noc letnia.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z jękiem zawołał: «Czy słyszysz, nadchodzą cię oderwać od łona na którem wzrosłaś — pożegnaj mnie mówiąc żeś szczęśliwa» — Lecz ona cisnąc jeszcze mocniéj ręce i kryjąc oczy milczała — «Dziecię, ty chcesz bym się położył obok tych umarłych i nie wstał więcéj — Dotąd w spojrzeniu ócz twoich błękitnych był mój spoczynek po burzach tylu — jedyną perłę moją oddałem w cudze ręce, bom chciał by nieznanym zajaśniała blaskiem — Co się dzieje tobie, dziecię? przemów do mnie słowo jedno — raz jeden się odezwij, choćbyś miała się skarżyć lub wyrzec żeś nieszczęśliwa!»


I z przerwanym oddechem, oburącz wsparł się na grobowym marmurze, czekając odpowiedzi — Do połowy nóż tkwi mu już w sercu — jeden jęk, jedna łza, jedno jéj wzdrygnienie może teraz to serce rozer-