Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

padków w innych sferach, którym towarzyszył zawszą okropny koniec. Tam uczciwy, trzeźwy człowiek stawał się pijakiem; ówdzie subjekt sklepowy okradał swego pana; tu dorożkarz, pracujący kilka lat zaledwie zarznął o grosz pasażera. Trudno, aby takie wypadki, opowiadane nieraz z dodatkami, nie wzbudzały w skromnych obywatelach Kolomny pewnej mimowolnej trwogi.
Nikt nie wątpił o istnieniu w tym człowieku siły nieczystej. Powiadano, że stawiał on takie warunki, przy których włosy stawały dębem na głowie i których ofiara nie ośmieliła się nigdy zdradzić ich komu innemu — że pieniądze jego mają własności palące i noszą jakieś straszne znaki... słowem, wiele było o nim wszelkiego rodzaju niedorzecznych plotek.
I znamienne, że ludność Kolomny, ów cały świat biednych staruszek, małych urzędników i artystów, słowem drobnicy, którą dopiero co wymieniliśmy, godził się raczej na najgorszą ostateczność, niż na zwrócenie się do strasznego lichwiarza; znajdowano nawet wyczerpane z głodu staruszki, które wolały raczej umrzeć z nędzy, aniżeli zgubić duszę. Spotykając go na ulicy, doznawano mimowolnego strachu. Przechodzień cofał się ostrożnie i długo jeszcze oglądał się potem, śledząc niknącą w dali jego niepomiernie wysoką postać. W samym już wyglądzie miał tyle niezwykłego, że każdy był gotów przypisywać mu nadnaturalne istnienie. Te wyraziste rysy, wycięte tak głęboko, jak nie bywa