Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest więcej wyrazu, niż u Tycjana. Nie zna pan mrs Nola?
— Kto to taki, ten Nol? — zapytał malarz.
— Nol. Och, jaki talent! Namalował jej portret, gdy miała lat dwanaście. Koniecznie musi pan przyjść do nas. Lise, pokażesz panu swój album Czy wie pan, że przyjechałyśmy tutaj, aby pan zaraz rozpoczął jej portret
— Proszę, gotów jestem w tej chwili! W mig przysunąwszy stalugi z gotowem płótnem, wziął do ręki paletę i wpił oczy w bladą twarzyczkę córki. Gdyby był znawcą ludzkiej natury, wyczytałby z niej odrazu początek dziecinnej namiętności do balów, zaród tęsknoty i skargi na dłużący się czas przed i po obiedzie, pragnienie pokazania się w nowej sukni na spacerze, bolesne ślady zajmowania się bez zainteresowań różnemi działami sztuki, narzuconemi przez matkę dla podniesienia duszy i uczucia. Ale malarz widział w tej delikatnej twarzyczce jedynie tylko, ponętną dla pędzla, prawie porcelanową przezroczystość ciała, czarującą, subtelną wątłość. Cienką jasną szyjkę i arystokratyczną lekkość talji. I już z góry gotował się do triumfu, chcąc dowieść delikatności i błyskotliwości swego pędzla, mającego dotychczas do czynienia tylko z surowemi rysami prostych modelów, z powagą antyków i z kopjami różnych klasycznych mistrzów. Już wyobrażał sobie w myślach, jak wyjdzie ta delikatna twarzyczka.
— Wie pan co? rzekła dama z cokolwiek wzruszonym wyrazem twarzy... ona teraz w sukni, nie