Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tej zupełnie naturalnej historji. Przedewszystkiem dług uczciwości każe stwierdzić, że pewna ważna osobistość poczuła coś w rodzaju żalu zaraz po odejściu, zwymyślanego jak psa, Akakija Akakjewicza. Nieobce mu było współczucie, do serca jego miało dostęp wiele uczuć dobrych mimo, iż stanowisko bardzo często przeszkadzało im ujawniać się. Gdy tylko przejezdny przyjaciel wyszedł z jego gabinetu, zamyślił się wnet nad biednym Akakijem Akakjewiczem. I od tej pory codzień widział biednego Akakija Akakjewicza, który nie wytrzymał obowiązkowego połajania. Myśl o nim niepokoiła go do takiego stopnia, że po tygodniu, zdecydował się nawet posłać do niego urzędnika z zapytaniem czego żąda, i jak, i czy nie można mu istotnie w czemś pomóc; a gdy mu doniesiono, że Akakij Akakjewicz umarł nagle w gorączce, wstrząsnęło nim to nawet, miał wyrzuty sumienia i cały dzień był nie w humorze.
Pragnąc trochę się rozerwać i zapomnieć o niemiłych wrażeniach, wybrał się na wieczór do jednego ze swych przyjaciół, u którego zastał przyzwoite towarzystwo i co najmilsze, wszyscy mieli tam prawie tę samą rangę, tak, że nic go zupełnie nie mogło krępować. Miało to cudowny wpływ na jego stan duchowy. Otrząsnął się, był miły w rozmowie, uprzejmy — słowem spędził wieczór bardzo przyjemnie. Przy kolacji wypił dwie szklanki szampana, — środek jak wiadomo, działający nieźle na wzmożenie wesołości. Szampan nastroił go