Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się ślina gorączka. Dzięki wielkodusznemu poparciu klimatu petersburskiego choroba rozwinęła się szybko nadspodziewanie; gdy przyszedł lekarz i namacał puls, nic już niż miał do zrobienia, zapisał tylko kataplazmy, potrzebne jedynie po to, aby chory nie zostawał całkowicie bez błogosławionej pomocy medycyny; zresztą zapowiedział mu w ciągu półtorej doby nieodwołalne „kaput“, poczem zwrócił się do gospodyni i rzekł: „A wy matko, nie traćcie czasu na darmo, obstalujcie mu już teraz sosnową trumnę, gdyż dębowa będzie dla niego za droga“.
Czy Akakij Akakjewicz słyszał te okrutne dla siebie słowa, ale jeśli nawet słyszał, czy wywarły one na nim wstrząsające wrażenie, czy pożałował swego życia nieszczęsnego, nic niewiadomo, gdyż leżał w gorączce i majaczył. Zjawy, jedna dziwniejsza od drugiej stawały przed nim bez przerwy: to widział Piotrowicza i zamawiał u niego płaszcz z jakiemiś pułapkami na złodzieji, których widział ciągle pod łóżkiem i bez przerwy wołał gospodynię, aby wyciągnęła złodzieja, raz nawet jednego z pod kołdry; to pytał, dlaczego wisi przed nim stara kapota, gdy ma nowy płaszcz: to widziało mu się, że stoi przed generałem, wysłuchając należnej połajanki i pogaduje: „Przepraszam, waszą wysokość!“ to wreszcie wymyślał, mówiąc najokropniejsze wyrazy, tak że staruszka gospodyni, która nie słyszała nigdy z ust jego nic podobnego, żegnała się, tembardziej iż słowa te następowały bezpośrednio po tytule