Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szych!“ Ważna osobistość, zdaje się, nie zauważyła, że Akakij Akakjewicz miał już pod pięćdziesiątkę i jeśliby mógł nazywać się młodzieńcem to chyba w stosunku do kogoś siedemdziesięcioletniego. „Czy wie pan do kogo pan to mówi? Czy pan rozumie? pytam pana!“ Tu tupnął nogą doprowadziwszy głos do tak wysokiego tonu, że nietylko Akakijowi Akakjewiczowi mogło się zrobić strasznie. Akakij Akakjewicz zamarł, zachwiał się, zadrżał całem ciałem i nie mógł ustać na nogach: gdyby nie podbiegli woźni, aby go podtrzymać, zwaliłby się na podłogę; wyniesiono go prawie bez duszy. Ważna osobistość zaś, zadowolona, że efekt przeszedł wszelkie oczekiwanie, i upojony dumą, iż słowo jego może nawet pozbawić przytomności człowieka, spojrzał z ukosa na przyjaciela, aby poznać, jak też ten się zachowa i z zadowoleniem zauważył, iż przyjaciel stracił władzę nad sobą i sam zaczął doznawać strachu.
Akakij Akakjewicz nic nie pamiętał: jak zeszedł ze schodów, i jak wyszedł na ulicę. Nie czuł rąk ani nóg: nigdy w życiu nie wyłajał go tak żaden generał, a do tego obcy. Szedł wśród wichury gwiżdżącej ulicami, z otwartemi ustami, błądząc po trotuarach; wiatr, jak to bywa w Petersburgu, walił na niego z wszystkich czterech stron, ze wszystkich przecznic. W mgnieniu oka złapał anginę, i nie mógł wyrzec ani słowa; zapuchł cały i położył się do łóżka. Oto jak skuteczna bywa nieraz słuszna nagana! Nazajutrz okazała