Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie.
— No, a ile pan daje?
— Czterdzieści groszy — rzekł malarz, gotów do odejścia.
— Ech, też pan cenę wymyślił! przecież za to samej ramy nie można kupić! Widać zamierza pan kupić, ale jutro! Panie, panie, niech się pan wróci! Niech pan doda choć dwadzieścia groszy. Proszę wziąć, proszę wziąć, proszę o czterdzieści groszy Naprawdę, że tylko na dobry początek; dlatego tylko, że pierwszy kupujący.
Przytem zrobił gest ręką, jakby dodając „Niech już tak będzie, niech stracę obraz“.
W taki sposób Czartkow zgoła niespodzianie kupił stary portret i równocześnie pomyślał: „Po co ja to kupiłem? po co mi to?“ Ale cóż było robić! Wyjął z kieszeni czterdzieści groszy, oddał je kupcowi, wziął portret pod pachę i poniósł go. Po drodze przypomniał sobie, że grosze, które oddał były ostatnie. Myśli jego stały się mroczne; złość i obojętna pustota naszły go równocześnie. „Do djabła ohydnie na tym świecie!“ rzekł z pasją rosjanina któremu się nie wiedzie. I prawie machinalnie kroczył szybko, obojętny na wszystko. Czerwona barwa zachodzącego słońea jeszcze była rozlana na połowie nieba, jeszcze domy, zwrócone ku tej stronie kąpały się w jej ciepłem świetle, a już z drugiej strony wzmagała się błękitnawa poświata księżyca. Nawpół przezroczyste, lekkie cienie padały na ziemię smugami, które rzucały nogi przechodniów