Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znaczyła nawet tym biedakom pensje, ależ ich tylu! tylu! — tysiące. Pensja na chleb suchy zaledwie wystarczy, a gdy potrzeba butów lub koszuli, chleba zabraknąć musi. I ciężko po ten grosz wyciągać rękę. Nie urodzili się ci ludzie żebrakami...
Braterstwo wielkie między nimi: każdy dzieli się chętnie, jeśli ma się czem podzielić; książę Czartoryski w Hotelu Lambert, swoim pałacu, wydaje dla rodaków bezpłatne obiady.
Ale trzeba się zgłosić, podać swoje nazwisko i — przyjąć ten posiłek darowany.
Wielu z tego korzysta: to ogromna pomoc, — ale większość nie przyjdzie tutaj po jałmużnę.
W wielkiej sali stół stoi, — nie nakryty, lecz długi. W godzinie południowej staje się tu ludno, a cicho i posępnie.
Wchodzi jeden po drugim żołnierz z pod Grochowa, Ostrołęki, Woli, oddaje kartkę, siada, i przynoszą mu posiłek. Często nie miał nic w ustach od wczorajszego obiadu, a przecież z trudnością przełyka, co dali, on, żołnierz z pod Grochowa, Ostrołęki. Teraz żebrak: z jałmużny żyje.
Więc cicho w wielkiej sali, nikt nie mówi, wolałby każdy nie być tu widzianym, nawet przez towarzyszów tej niedoli.
I choć biedaków wielu — niewielu „pielgrzymów“ korzysta z tego dobrodziejstwa, — większość woli głód cierpieć i umierać z głodu.


Lecz czyż tak ma być zawsze? Czyż po to przybyliśmy tutaj, aby umrzeć? Zstąpiliśmy za życia do grobu?
Nie! Nie! Nie! My żyć chcemy! chcemy ratować ojczyznę. Po tośmy tu przybyli. Niewolno nam siedzieć bezczynnie: — to zdrada. Zbierzmy się, radźmy. Do czynu, do pracy! Niech wodzowie prowadzą.
Wodzowie!!
Żal, ból, gorycz wzbiera w piersiach na to słowo. Wodzowie! — Oni tak ufali wodzom! Tak chętnie