Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 16 - Królestwo Polskie 1815-31.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

buldoga i jakiś tam ślad nosa. O jego charakterze mówi poeta Słowacki:

Brat się wściekł carowi,
Więc go rzucił na Polskę, niech pianą zaraża,
Zębem wściekłym rozrywa.


Taki wódz chce pokazać przecież, że ma władzę, a więc codzień na Saskim placu przegląd wojska. Stają karne szeregi, sprawne, nieruchome, wyćwiczone w legjonach i okryte chwałą zarówno pod Somosierra[1] jak pod Moskwą. Nadjeżdża wódz i patrzy, śledzi bystrym wzrokiem każdy ruch, wyraz twarzy; coś w nim kipi, coś w nim się burzy wobec tego wojska, które zapewne nie uznaje w nim wyższości. Ha, chciałby je podeptać, zmiażdżyć! Niech czuje jego siłę!
I nagle rzuca się na oficera, zdziera mu szlify, depcze, policzkuje go, szarpie. Za co? Trzeba powodu.
Guzik miał źle przyszyty, noga niedość wysunięta, — wszystko jedno, naprawdę nie o to chodziło.
Znieważony oficer stoi sztywny, blady, na wodza ręki podnieść mu niewolno, więc wyjmuje pistolet i błyskawicznym ruchem odbiera sobie życie.
Tak ginęli najszlachetniejsi, najdzielniejsi, — nie mogli patrzyć na to, co się działo, — śmierć lepsza.
Wielki książę jest tchórzem: wieść o samobójstwach przeraża go. Co to będzie? Wojsko go znienawidzi, — a on ma pretensję, ażeby go kochało! Cesarz się może skrzywi? Może duchy pomordowanych ukażą mu się w nocy?
Zrywa się, biegnie, pędzi sam do koszar, przeprasza, płacze, całuje się z oficerami, zapewnia, że ich kocha, że z polskiego żołnierza jest dumny. A że zbyt żywy czasem, wybaczyć należy, to nie z serca!

I na jakiś czas spokój, wielki książę się hamuje, na Saskim placu brzmi podczas przeglądów:

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Samosierrą.