Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 15 - Królestwo Polskie po roku 1815.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas jest — wszystko, co do jednej kartki przewieźlibyśmy sami.
— Ciekawa, rzadka sztuka, — nie mam takiej. Dziękuję ci, bardzo dziękuję! O tamtem nie mów. Nie chcę. I tak zabierzecie mię wkrótce.

Na ulicach Paryża wczesny zmrok zimowy, lekki śnieg prószy białemi gwiazdkami i stroi drzewa, dachy i przechodniów, — ludzie spieszą się ukryć przed chłodem i śniegiem: weselej w ciepłem mieszkaniu.
Nie spieszy wcale wysoki mężczyzna; jak gdyby nie czuł chłodu, idzie powoli, pogrążony w myślach. Przystanął wreszcie, jakby się zawahał: wejść czy jeszcze zawrócić? Niema poco wracać, — nic już nie zrobi dzisiaj.
Bez pośpiechu wchodzi na schody, widocznie przygnębiony jakąś myślą. Ale nic nie pomoże, — oto drzwi jego mieszkania.
W kuchence ciemno, — w sąsiednim pokoju przy słabym blasku świecy widać trzy osoby, skupione przy fortepianie: matka jedną ręką uderza w klawisze, a dwoje dzieci zgodnie śpiewa cienkimi głosami:
— Idzie żołnierz borem, lasem, borem, lasem, borem, lasem!..,
— Tatuś! tatuś! — krzyknęły nagle i rzuciły się ku wchodzącemu, jakby go witały z dalekiej podróży.
I kobieta powstała, spojrzała na męża, lecz snać nie wyczytała dobrej wieści w jego twarzy,