Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 14 - Kościuszko - Książę Józef.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oni tu giną? tak okrutnie! Tam w ojczyźnie ciepło i wiecznie zielono, słodki owoc na drzewach — a tu — śnieg i wicher, mróz, nieznany im dotąd, — śmierć.
Niech przekleństwo spadnie na tego, kto ich przywiódł do tej pustyni!
Niemcy idą w porządku i w milczeniu. I oni widzą śmierć, — lecz z nadzieją patrzą jej w oczy: ten mróz zabija ich wroga.
W szeregach polskich wielki porządek i karność, — nie brak żadnej chorągwi, nie zostawili dotąd ani jednego działa. Umierają, lecz wiedzą za co. Choć pragnęliby żyć! choć nie tego się spodziewali. To też zdumienie i ból na ich twarzach, w oczach pytanie, zwrócone ku Bogu: — Co będzie?
Książę Józef, generałowie czuwają nad pułkami, jak nad dziećmi. Ach, bo tyle w nich dzieci! Dzieci, nie liczących jeszcze lat dwudziestu.
Ileż matek tam w kraju leje łzy rozpaczy, ileż gorących modłów rwie się w niebo, — ale ich nie ocali! nie ocali!
Daleko matki, siostry, — a tu pustynia śnieżna, mróz, głód i nieprzyjaciel.
Bo jeszcze walczyć trzeba z Kozakami, z nacierającą wciąż armją rosyjską, która ściga i szarpie napastników, nie pytając, dlaczego przyszli. Są w prawie swojem: bronią własnej ziemi.
Więc codzień strzały, atak, słabszy lub silniejszy opór, większa lub mniejsza utarczka. Do bitwy już Napoleon nie ma siły, więc uchodzi, ażeby nie dać się otoczyć.