Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 14 - Kościuszko - Książę Józef.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieskończona pustynia śnieżna. Śnieg iskrzy się na mrozie miljonami iskier, błękitno-biały, głęboki i miękki, — na nim zdaleka widać wielkie, ciemne plamy — to armja Napoleona brnie przez śnieżne zaspy, uchodząc przed głodem, mrozem i nieprzyjacielem, który krwawo mści się za najazd.
Uchodzi po zniszczonej, ogłodzonej drodze i napotyka jeszcze bojowiska, pełne trupów niepogrzebanych i odartych, nad którymi pastwią się wilki...
A jakże oni sami wyglądają? czy podobni do wojska?
Konnicy prawie niema: konie padły. Jadą konno jeszcze wodzowie, nędzne szkapy ciągną wozy i powozy, wózki, karety, sanie, z rannymi, kobietami, dziećmi. Bo z wojskiem uciekają i Francuzi oddawna w Moskwie zamieszkali: boją się teraz zostać, zabrali rodziny i ciągną tłumem wozów, powiększając nędzę.
Dawne pułki konnicy prawie wszystkie spieszone, — kto ma siły, idzie piechotą, kto nie — umiera na drodze.

Ci jeszcze wleką odrętwiałe nogi,
Ci nagle w biegu przystygli do drogi,
Lecz ręce wznoszą i — stojące trupy —
Wskazują w miasto, jak podróżne słupy.


Czy to wojsko ten tłum bezładny? szkielety o rozpalonych gorączką źrenicach, odziani w dery, sukmany, kożuchy, kaftany, chusty, rogoże, ornaty,