Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 14 - Kościuszko - Książę Józef.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»Ponosiliśmy nędzę, przechodzącą wszelkie pojęcie. Żołnierze byli niepłatni, bez obuwia, bez koszul, a nawet bez mundurów, rozlokowani w okropnych górach i dzikich skałach, zmuszeni bezustannie wdzierać się na nie i odbywać utrudzające marsze, wystawieni na deszcze, śniegi i mrozy, pozbawieni żywności nieraz przez dni kilka, a wtedy zmuszeni do żywienia się korzonkami, nie mając ani chwili odpoczynku, bo zawsze naprzeciw nieprzyjaciela«.
Ginęli tysiącami, ale nowi ochotnicy zajmowali miejsce poległych, i szeregi wciąż były pełne, niezwalczone, zmartwychwstające.
Oto w Falcburgu gromadzą się znowu posiłki: płyną ochotnicy z nad Odry, Wisły i Dunaju, tutaj uczą się mustry i czekają dalszych rozkazów. Lecz choć pomiędzy nimi nie brak zamożnej młodzieży, taka nędza w koszarach, że wielu owija się w kołdry, bo nic innego nie ma. Życzliwi mieszkańcy miasta dostarczają chętnie żywności, przysyłają biedakom odzież i bieliznę, lecz dla wszystkich to nie wystarczy.
Wtem nadszedł rozkaz, aby wyruszyli niezwłocznie do Metz, twierdzy o mil kilkanaście odległej. Przysłano im na drogę kurtki, pantalony, trochę butów, lecz trzecia część oddziału pozostała boso. Na domiar złego mróz chwycił siarczysty — mówi w swym pamiętniku komendant Drzewiecki — i gdy stanął przed frontem, by dać hasło do wymarszu, w szeregach odezwały się głosy skarżące: — My bosi!