Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 09 - Królowie obieralni.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozlewu; — zaczęto szeptać, że gród niezdobyty, że trzeba się cofnąć, innej szukać drogi, że tracą czas i siły.
Z rozkazu króla ogłoszono wówczas nagrodę dla zucha, co mury podpali.
I znalazło się zaraz kilku, ale udało się tylko jednemu.
Jakiś kotlarczyk, podobno ze Lwowa, Walenty Wąs, zabrał z sobą pochodnie i kociołek z żarem i szedł pod mury pod kulami armatniemi. Przestrzelono mu rękę, lecz to go nie wstrzymało, znalazł miejsce, gdzie można było podłożyć ogień, rąbał ścianę i podpalał pochodniami, zasilał ogień żarem ze swego kociołka, i wszczął się taki pożar, że ogarnął mury, i miasto się poddało.
W nagrodę otrzymał na miejscu od króla: herb z ręką przestrzeloną, trzymającą pochodnię, i nazwisko szlacheckie Połotyński.
To samo powtórzyło się w tej wojnie pod Wielkiemi Łukami. Wojsko, straciwszy zupełnie nadzieję zdobycia grodu, chciało odstępować, — od złej wody padały konie i umierali ludzie, szturmy były daremne.
Król w rozpaczy, napróżno przekładał, że bez zdobycia twierdzy nie mogą posunąć się dalej, że los wojny może zależy od tego zwycięstwa, — zniechęcenie ogarniało wojsko i dowódzców.
Batory jednak znowu wielki szturm nakazał, obiecując nagrodę ochotnikom, którzy wrota drewniane podpalą.
Tym razem dokonał tego chłop ze wsi Miastkowa, Grzegorz Wieloch, już ranny, ale pałający