Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 06 - Litwa.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem w oku. Walka trwała krótko: legł tur potężny, — zmęczony pogonią myśliwy rozejrzał się dokoła. Przed nim wysokie wzgórze w płaszczu starych buków, gdzieś w dole strumień szemrze, a słońce z wysoka rzuca przez gęstwę liści palące promienie. U stóp — zwierz pokonany.
Teraz dopiero uczuł niezmierne znużenie: od świtu przecież trwała ta zabawa. Spojrzał na niebo, na dąb rozłożysty na pochyłości wzgórza, miękkie posłanie z mchu. — Tak, odpocząć musi. Trzykrotnie zbudził echo głosem rogu, lecz odpowiedziało mu tylko dalekie szczekanie psów myśliwskich; wtedy, ulegając znużeniu, rzucił się pod dębem na chłodną murawę i wkrótce spał snem twardym.
Dzień miał się ku schyłkowi, gdy książę Gedymin zbudził się nagle i usiadł, nasłuchując z wyrazem zdumienia: czy rzeczywiście słyszy śpiew daleki, czy to sen jeszcze, w którym po tej kniei rozlegał się głos wilka? Spojrzał przed siebie: wierni towarzysze łowów wraz z psami oczekiwali nad strumieniem, rychło pan się przebudzi. Gdy ujrzeli postać książęcą wyniosłą, zbliżającą się ku nim, wraz stanęli, gotowi do drogi.
Książę powitał ich życzliwem słowem.
— Słyszę śpiewy kapłanów — rzekł z radością w oku — sen miałem wieszczy, spieszmy do nich, usłyszeć wolę bogów.
Stary Kriwe-Kriwejte w wieńcu zielonym na głowie, w białych szatach, otoczony kapłanami, stojąc przy świętym ogniu, słuchał mowy księcia.
— Na Turzem wzgórzu stanął przede mną wilk w żelaznej zbroi — opowiadał Gedymin. — Mierzyłem się z nim wzrokiem, ażeby odgadnąć,